czwartek, 31 stycznia 2013

Drugi Post Lajfstajlowy


Jako że Młoda Polska jest dosyć smutnym okresem literackim, w przerwie od nauki postanowiłam przypomnieć sobie wszystkie ulubione śmieszne filmiki z internetów. A skoro ostatnio zamieniam swoje życie w medialną szopkę upubliczniając najgłębsze przeżycia na tym blogu, prezentuję Wam:

Pięć Najfajniejszych Filmików z Jutuba. 

Wybór jest totalnie subiektywny i kierowałam się własnym zrytym poczuciem humoru.
Na pierwszy ogień idzie filmik "Your printer is a brat". Gdyby sprzęt komputerowy rodzaju żeńskiego miał PMS to tak by to właśnie wyglądało: (niestety głupi blog nie chce mi wkleić filmiku, dlatego zainteresowanych odsyłam pod bezpośredni adres na youtube: https://www.youtube.com/watch?v=pQGtucrJ8hM)
Następnie odcinek internetowego serialu Pitu-Pitu. Odcinków jest mnóstwo i na pierwszym roku idealnie zapychały mi czas sesji zimowej. To jest jedna z moich bardziej ulubionych części:



Tak będzie kiedyś wyglądać moje dziecko:



Uwielbiam Kabaret Limo i polecam wszystkie filmiki ich produkcji. Na potrzeby bloga musiałam wybrać jeden, więc wstawiam coś związanego z uczelnią. Na filmie występuje co prawda Polibuda a nie UG, ale to zawsze coś. 


Szczerze mówiąc nawet nie wiem jak to skomentować - to już bardzo wysoki poziom absurdu. Ale jest uroczy. Oczywiście polecam zapoznać się z całą resztą asdfmovie.


I na koniec... Hit tegorocznej zimy, czyli Miś, Margolcia i Marznący Żołnierze! 


Mam nadzieję, że filmy zawarte w tej notce poprawiły Wam humor! Ja się zawsze uśmiecham kiedy je obejrzę. Nawet w obliczu wiszących nade mną egzaminów z Młodej Polski i Teorii Literatury. 




wtorek, 29 stycznia 2013

REKLAMA

Moi Drodzy Czytelnicy!  (naprawdę łudzę się, że ktoś to czyta...)

Oto stało się i otrzymałam propozycję umieszczenia reklamy na swoim Blogu!
Więęęc... ZAPRASZAMY NA REKLAMY:

To jest Paulina.

fot. Anna Kuczyńska

Paulina na tym zdjęciu się uśmiecha, ale w rzeczywistości studiuje Filologię Polską i jest w takiej samej ciemnej dupie jak my wszyscy. Prowadzi bloga modowego, (http://kapuczina.blogspot.com/)  który jest prawie tak samo sławny jak mój, dlatego poprosiła mnie o to, żebym poprosiła Was Moi Kochani o pomoc.

Paulina nie jest ciężko chorym dzieckiem bez rączek i nóżek - wręcz przeciwnie - wszystko ma na swoim miejscu, poukładane w wyjątkowo gustowny sposób. Chciałabym Was jednak przekonać, iż warto jest jej pomóc.

Każdy z nas ma jakieś marzenie - w obecnej chwili największym marzeniem nas wszystkich jest zapewne zdanie sesji bez warunków. Jednak marzenia Pauliny są o wiele bardziej dalekosiężne. Otóż pragnęłaby ona dostać wyśnioną pracę jako stylistka.

 ZOBACZCIE CZŁOWIEKA W CZŁOWIEKU!

Żeby dostać tę pracę musi wziąć udział w "nietypowej rekrutacji" polegającej na klikaniu w fejsbuka. Uważam, że jest to bzdura bo taka rekrutacja pokaże pracodawcy tylko kto ma więcej znajomych skłonnych klikać. Paulina jest dobra w tym co robi i zasługuje na możliwość zdobywania doświadczenia i godne życie jakie zapewniłaby jej ta praca!

Nie zwlekaj! Pomóż już dziś! Wystarczy kliknąć w link

https://www.facebook.com/matarnia.parkhandlowy?sk=app_238508789615616&app_data=

polubić fanpage Parku Handlowego Matarnia,
wejść w "Galerię Stylistek"
odnaleźć Paulinę Rudnicką
i oddać głos.

PARĘ KLIKNIĘĆ MOŻE PRZYCZYNIĆ SIĘ DO SPEŁNIENIA CZYJEGOŚ MARZENIA!
Dajeciecie na Owsiaka czy tam inne Carithasy - czemu nie możecie dać kawałka swojego czasu mojej koleżance?

O przeszkodach w zostaniu Mistrzem Teorii Literatury

Dzisiaj publikuję post lajfstajlowy. Żeby nie było, że sensem mojego życia jest tylko i wyłącznie Teoria Literatury! Nie trzeba być sławną, osobą by mieć jakiś lajfstajl, nawet przeciętna studentka jak ja ma coś takiego czym się może podzielić z innymi.

Oto 10 rzeczy, które stoją na przeszkodzie mojej Kariery Teoretyka Literatury:
1. Facebook.

Fejsbuk, Fejsbuczek, Fejsik, Fejsbunio...

2. Mój Chłop znaczy się Paweł.
Zaprasza mnie na randki, a nawet jak nie zaprasza to ja się sama na nie zapraszam w jego imieniu. No a potem jakoś tak nagle robi się wieczór i już nie opłaca się robić nic bardziej konstruktywnego niż siedzenie na Fejsbuczku. A tak ciężko jest nie chodzić z nim na randki bo to bardzo miły sposób na spędzenie czasu. 



3. Seriale.
Głównie to Gra o Tron i Supernatural.

Pierwszy z nich lubię za to, że występuje w nim dużo ładnych pań w ładnych kiecach.

Drugi dlatego, że występują w nim ładni chłopcy, którzy co prawda nie chodzą w ładnych kiecach, ale są ładni.
Oba seriale są strasznie czasożerne i niesamowicie interesujące, co w połączeniu z ładnymi ludźmi, kiecami, zwierzątkami i innymi ładnymi rzeczami czyni z nich idealną odskocznię od teoretycznoliterackiej rzeczywistości. Teoretycy literatury nie są ładni, ani nie noszą ładnych sukienek. (Wyjątkiem jest Walton, który wygląda prawie jak sowa, a to sytuuje go blisko kategorii "słodkie zwierzątko")

4.  www.kwejk.pl . 
Dużo obrazków, dużo kotków... wszystkiego dużo.


5. www.piekielni.pl .
 Dużo śmiesznych historyjek o głupich ludziach. Lubię się śmiać z głupich ludzi. Teoretycy literatury są za mądrzy żeby się z nich śmiać. 


5. Ciśnienie
Spaaaać...


6. Jedzenie.
Najlepiej z KFC, bo dobre kurczaki. 


7. Ksiądz po kolędzie.
Właśnie był i poszedł i naprawdę cały dzień sprzątania i szykowania, a teraz jestem zbyt zmęczona żeby zrobić cokolwiek innego bo jest niskie ciśnienie i spać.


8. Egzamin z Młodej Polski.
Wolnorynkowa konkurencja.



 10. Blog czyli moja nowa internetowa zabawka i zapychacz czasu. Nie sądziłam że jego prowadzenie da mi tyle radości i zabije tyle czasu, który mogłabym poświęcić na przygotowania do egzaminu.

 Mam nadzieję że moje propozycje zabijania czasu potrzebnego na naukę zainspirują Was do czegoś.
 Pozdrawiam razem z Małą Kicią wygrzebaną na kwejku.




poniedziałek, 28 stycznia 2013

Nowy Czas

Kolejne Konsultacje U Doktora K. 

Po ostatnim dlugim oczekiwaniu w kolejce, postanowiłam dzisiaj przyjść o godzinie 9:45 i zająć sobie miejsce. Żeby nie siedzieć, nie zgłodnieć, być na początku, nie wydawać kasy w Chlewie, nie stresować się. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Byłam na wydziale o godzinie 9:45 (oj tam, kwadransik studencki no...)
Na korytarzy oczywiście siedział już Dziki Tłum, który szemrał między sobą, kłębił się, ustawiał w kolejce, zamieniał miejscami, gromadził pod gabinetem, rozpierzchał na wszystkie strony, przyklejał się raz do jednej, raz do drugiej ściany.

Żeby dostać się na konsultacje, trzeba było wejść w strukturę Tłumu i zagrać z nim w Oczekiwanie. Gra polegała na: licytowaniu się ilością przeczytanych tekstów, wyrażaniu nadziei, spekulacjach, snuciu domysłów, wieszaniu psów na tych, którzy akurat siedzieli w gabinecie. Trzeba było umiejętnie odpierać próby wepchnięcia się przeciwników próbujących ominąć zasady gry (- ja tylko po wpis... - TU WSZYSCY TYLKO PO WPIS!). Można było zawierać sojusze ze swoimi znajomymi na zasadzie: "To ja wejdę po tobie, zrobię to pewnym krokiem, może nikt się nie zorientuje...". I czekać. Czekanie było główną zasadą. Kto Doczekał do swojej kolejki ten w nagrodę mógł wejść na spotkanie ze swoim Przeznaczeniem siedzącym w pokoju 3.34 pod postacią Doktora K. 

Na miłym graniu upłynęły mi dwie godziny. W końcu weszłam do środka. Jest coś metafizycznego w przechodzeniu z jednego pomieszczenia do drugiego i zamykaniu za sobą drzwi. Człowiek przechodzi wtedy między światami i zyskuje coś w stylu nowej świadomości. Także i ja po przekroczeniu progu i wypowiedzeniu magicznej formuły "Dzieńdorby" od razu doznałam objawienia. Wiedziałam jak mi poszło kolokwium. Kolokwialnie mówiąc: do dupy. 

Usiadłam na niskim fotelu - musiałam zadzierać głowę do góry, żeby widzieć cokolwiek ponad krawędzią biurka i poczułam się taka mała wobec ogromu wiedzy i majestatu Teorii Literatury, objawionej pod postacią wykładowcy spoglądającego na mnie zatroskanym wzrokiem. Zatęskniłam za niebieskim krzesłem z poprzedniej sali, dającym mi poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Fotel w którym siedziałam był brązowobury i miękki, zupełnie jak bagno w którym tkwiłam. Bałam się, że jeżeli tylko usiądę na nim bardziej wciągnie mnie w głąb swojej pluszowej nicości. Dlatego usiadłam na samym brzegu i rzuciłam się w szaleńczą pogoń za myślami Doktora K., które pędziły poprzez Las Niedorzeczności mojego kolokwium, wycinając drogę do Prawdy O Stanie Mojej Wiedzy. Biegłam ile sił, co jakiś czas potykając się o zamaskowane quasi-sądy czy złe definicje tekstu. O mały włos straciłabym wątek wpadając w procesję Wspólnoty Interpretacyjnej, która niosąc w rękach kosze z rybami przemierzała świat Fikcji aby oddać się rytualnej Interpretacji.

W końcu udało mi się dogonić Myśli. Stały pośrodku wykarczowanego pola, które jeszcze przed chwilą było Lasem. Wszędzie walały się szczątki Złych Odpowiedzi.
- Tyle z twojej wiedzy!
- Jednak masz jeszcze szansę. Oto twój czas - jedna z nich wyjęła spośród fałd swojej szaty (bo Myśli jako byty abstrakcyjne zawsze chodzą w szatach) klepsydrę. Pozostało w niej już niewiele piasku. Akurat na dwa dni. W obliczu przesypujących się szybko ziarenek ogarnęła mnie niewypowiedziana trwoga - jak zdążę ogarnąć to wszystko do środy? Jednak Myśl obróciła klepsydrę o 180 stopni i dała mi ją do ręki.
-  Dajemy ci jeszcze trochę czasu. Zasadzisz Las Wiedzy na nowo i wrócisz do nas ósmego stycznia. To ostatnia szansa. Jeżeli ją zmarnujesz wyrzucimy cię w ciemność. A tam będzie Krew, Pot i Łzy...

Ziarenka piasku sypią się od nowa. Egzamin przełożony na sesję poprawkową, a następne konsultacje za dziesięć dni.

niedziela, 27 stycznia 2013

3 dni do egzaminu i Apokaliptyczne Ciasto



"Illokucyjna siła tekstu sztuki przypomina illokucyjną siłę przepisu na pieczenie ciasta"
John R. Searle

"Co ty chłopie wiesz o pieczeniu ciasta..." - pomyślała Maria, a że miała już dosyć siedzenia nad teorią postanowiła upiec

 Czekoladowe Apokaliptyczne Ciasto Antyteoretyczne.

Wy też możecie sobie upiec takie ciasto, jeżeli chcecie zrobić coś co nie jest nauką Teorii Literatury.
Potrzebne będą:


  • 5 jajek
  • 2,5 szklanki mąki
  • 1 i 1/4 łyżeczki  proszku do pieczenia
  • 1,5 szklanki cukru
  • cukier waniliowy (2 łyżki), ekstrakt (1 łyżka) lub  aromat (2 krople)
  • 1 szklanka oleju
  • 1 szklanka wody
  • 2-3 łyżki kakao

1. Pięć jajek wbij do miski i zmiksuj mikserem. Razem z cukrem. Jeżeli masz w domu cukier waniliowy to jest to ten moment w którym należy go dodać. Cukier powinien być chyba kryształkowy, ale ja nie miałam wiec dodałam cukier puder. Mam nadzieję że nie wyjdzie zakalec.
2. Jak już ci się znudzi miksowanie samych jajek z cukrem, możesz dosypać mąki. Miksuj z mąką. 

3.  Jeżeli znudziło ci się miksowanie punktu 2 to jest to chwila w której należy dodać szklankę oleju. I wymieszać łyżką. Nie wiem dlaczego wymieszać łyżką a nie zmiksować, ale lepiej trzymać się przepisu bo co jeśli od tego wyjdzie zakalec?
4. Dolej wody. Jeżeli jesteś Marią to w tym momencie orientujesz się że ciasto nagle zrobiło się za rzadkie. Jeżeli dojdziesz do wniosku że tak jak Maria wsypałeś tylko szklankę mąki, niezwłocznie dosyp brakujące półtora i miksuj w popłochu, dosypując proszek do pieczenia i całą resztkę kakao jaką masz w domu. Módl się żeby nie wyszedł zakalec. 

5. Teraz najtrudniejsze. Znajdź w domu ładną blachę w której kształcie chcesz mieć ciasto. Możesz wybrać okrągłą tortownicę która jest w kształcie Koła Hermeneutycznego. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie żebyś demonstrując swoją pogardę dla Eco wybrał blachę prostokątną. Posmaruj ją masłem i posyp mąką. Nie wiem dlaczego mąką, tak było w przepisie, trzeba się trzymać przepisu żeby nie zrobił się zakalec. 

6. Ciasto wstaw do pieca nagrzanego do 200 stopni i niezwłocznie skręć temperaturę do 180. Nie wiem dlaczego, to dziwne, ale tak było w przepisie. Piec należy przez 50 minut i nie wolno otwierać piekarnika bo może od tego wychodzi zakalec? Po 50 minutach należy sprawdzić patyczkiem czy ciasto jest w środku mokre czy upieczone. Suchy patyczek jest gwarantem upieczonego ciasta. I braku zakalca. 

Ciasto siedzi w piecu. Nie wiem czy wyjdzie. Mam nadzieję że wyjdzie, bo bardzo mi się chce ciasta. 
Przepis nie jest mój autorski, wzięłam go ze strony: http://pozytywnakuchnia.pl/ciasto-zebra/ i trochę zmodyfikowałam. Mam nadzieję że moje modyfikacje nie przyczynią się do tego że wyjdzie zakalec.

Pozdrawiam i do zobaczenia jutro na konsultacjach!




Inspiracją ciasta jest John R. Searle na zdjęciu Ingarden.

sobota, 26 stycznia 2013

4 dni...


Padłam. 

Nic dzisiaj nie zrobiłam.


Moje łóżko okazało się silniejsze ode mnie. I cały dzień przesiedziałam w internetach, wieczorem kumpela wyciągnęła mnie do kina na Nędzników. Fajny film. 

Coraz mniej czasu.
Groza. Panika. Czas przelatuje przez palce. Poczucie winy. Strach. Nie zdam. Wstyd. Nie zaliczę kolokwium. Poprawka. Warunek. Nie mam pieniędzy na warunek. Wywalą mnie ze studiów. Inne przedmioty. Koło z Kultury Języka. Nie wiem kiedy. Tyle roboty. Mało czasu. PRAKTYKI ZAWODOWE. Jeszcze mniej czasu. Nie ogarniam. Za dużo. Poddaję się? Kupa. Na ostatnią chwilę. Za dużo. Nie chcę. Za dużo. Boję się. Odrabianie semestru. Nic nie rozumiem. Jestem za głupia. Za dużo. I wszystko moja wina. 
Coraz mniej czasu...




piątek, 25 stycznia 2013

5 dni do egzaminu. Mecz o honor

13:15
poprawa kolokwium

Jazgot.
Dziki tłum siedzi w ławkach przekrzykując się nawzajem informacjami. W powietrzu unoszą się emocje zupełnie jak na stadionie. Bo też to co zaraz ma się wydarzyć niesie za sobą ładunek emocjonalny nie mniejszy niż mecze o wszystko Polskiej Reprezentacji. To będzie Kolokwium O Honor.

Resztki Ambicji w różowych strojach cheerleaderek wymachują pomponami i pląsają radośnie w takt Eye Of The Tiger. Na boisko wbiega Drużyna Marzeń. Jako numer jeden dziarsko truchta Stanley Fish. Za nim w równym rządku, prowadzeni przez Dziecięcą Eskortę Kurczaków z KFC: R. Barthes, J. Culler, R. Ingarden, J. R. Searle, K. L. Walton, U. Eco iiiii jako ostatni... J. Hillis Milleeeer! Publika szaleje. Ale zaraz... Gdzie gracze z numerami 7,8 i 9? Czy to na pewno wszyscy? Chyba tak, bo na murawie już rozgrzewa się drużyna przeciwnika, a Sędzia K. odgwizduje początek meczu. Trudno - trener Poczucie Winy bezradnie rozkłada ręce - zaspali, więc trzeba grać bez nich. Zawodnicy rzucają się na piłkę. Mecz jest ciężki - co chwila któryś z nich potyka się o nie do końca ogarnięte teorie, walczą ze światem fikcji, który próbuje zmusić ich do nieistnienia. Brak trzech zawodników też robi swoje...

Trwa mecz o wszystko. O honor i o wyjście z grupy. Nagrodą jest Puchar Zaliczenia Ćwiczeń i awans do Egzaminu. Tymczasem na boisku Krew, Pot i Łzy...



Michał Głowiński jest zawiedziony poziomem twojej wiedzy!

środa, 23 stycznia 2013

Tydzień.

Godzina 9:45


Stoję na wydziałowym korytarzu. Konflikt jaki toczy się w mojej duszy skutecznie uniemożliwia podjęcie decyzji. Nie wiem czy mam dołączyć do grupki studentów nerwowo kręcących się pod gabinetem Doktora K. czy ruszyć na poszukiwanie kolokwium z Kultury Języka. Nie wiem także, w której sali mamy pisać. Spotkana Malwina też tego nie wie, więc siadamy na ławce przed Drzwiami Grozy.
- Kto z państwa ostatni do Pana Doktora...? - rzucam w tłum pytanie i nagle czuje się jak w Ośrodku Zdrowia. Ludzie kłębią się i mieszają, w międzyczasie wywieszone zostają listy na egzamin, tłum gęstnieje, faluje, kolorowe ubrania migają mi przed oczyma, jest duszno i głośno. Wiem że każda chwila przybliża mnie do Konfrontacji i boję się. Im bliżej tym mniej wiem. 

W końcu przychodzi Moja Kolej i jestem już absolutnie przekonana, że nie mam po co iść, bo przecież nic nie pamiętam. Czytałam wczoraj Waltona, Searla i Fisha, zrobiłam kolorowe notatki, ale kiedy zamknęłam za sobą drzwi i powiedziałam "Dzień dobry" z przerażeniem zauważyłam iż cała moja wiedza została na korytarzu. Siadam więc na krześle i wyjaśniam Doktorowi K., że nie, nie jestem jestem Magdą. Chociaż w tej chwili mogłabym nazywać się nawet i Eugenia. Eugenia nie byłaby Marią, więc nie musiałaby tłumaczyć, że nie nazywa się Magda próbując odwlec o parę chwil konfrontację ze swoją niewiedzą. Jednak ten moment nadchodzi.

Pada pytanie. 

"WIEM, ALE NIE POWIEM!" - czerwony alarm wyje gdzieś w środku mojego umysłu, a wszystkie słowa  zabierają informacje i chowają się razem gdzieś po kątach. Pustka. Chociaż mam notatki  i pamiętam jak wczoraj czytałam ten tekst. Dwa razy. I wiem że go rozumiem, ale nie potrafię tego rozumienia wyrazić. I ta Niemożność sprawia, że powoli zanikam, stapiam się w jedno z krzesłem na którym siedzę. Zapada niezręczna cisza. Dlaczego on się na mnie tak patrzy? Przecież jestem niebieskim krzesłem na czarnych nogach, krzesła nie mają pojęcia o żadnych koncepcjach fikcji. Krzesła nie mają pojęcia o niczym... Niestety, nie mogę być krzesłem. Próbuję walczyć, ale Niemożność jest silniejsza ode mnie.

Do zobaczenia w poniedziałek.

Tymczasem do domu, a potem następne koło, a potem zaśpiewać koncert, a potem do domu... I nic nie zrobiłam i raczej nie zrobię bo padam na pysk. Groza.




Patronem dzisiejszego wpisu jest Kendall Walton. Taki pocieszny dziaduszek. 

wtorek, 22 stycznia 2013

8 dni do egzaminu


Przegrywam. 
Wczoraj przeczytałam tylko Waltona. Znaczy się Kendalla L. Waltona - oni mają imiona, racja, imiona sprzyjają oswajaniu. Źle że przeczytałam tylko jeden tekst, jutro koniecznie muszę iść na te konsultacje pomimo koła z Kultury Języka - koło jakoś się załatwi, z tego przedmiotu jeszcze nie mam takich zaległości. Więc muszę przeczytać dzisiaj jeszcze jakieś teksty, bo czas ucieka. Groza. Tymczasem dzikie tłumy zaczynają się gromadzić pod gabinetem Dr K.


Nie rozumiem ich.  Dlaczego nie mogli odrabiać zaległości na bieżąco jak normalni studenci? Dlaczego pozwalali na to aby przez cały semestr wykładowcy nudzili się siedząc samotnie na konsultacjach? Dlaczego teraz wszyscy koczują pod drzwiami, czasem od wczesnych godzin porannych, niczym emeryci pod ośrodkiem zdrowia?  Żeby tylko dzisiaj się dostać, żeby być na początku, żeby wykładowca był jeszcze zrelaksowany, żeby nie wyrzucił i nie kazał przyjść później, bo później nie będzie czasu, później będzie koło i egzamin... Egzamin!

W tym momencie Racjonalna Część Mojej Osobowości (tak, tak! mam taką!) śmieje się ze mnie w głębi duszy. 
- Dlaczego sama nie odrabiałaś zajęć na bieżąco? I dlaczego dopuściłaś do powstania Trzeciej Nieobecności?

- Byłam chora... - próbuje się nieśmiało bronić. Ale Racjonalna Część Mojej Osobowości spogląda na mnie Takim Wzrokiem, że nie mam co wykręcać się lekarzem, bo gdybym wcześniej nie zmarnowała tych dwóch dozwolonych, to mogłabym spokojnie chorować. Próbuje się jeszcze bronić przed nią.
- Nie chciałam chorować! 
Ale wiem, że ona i tak wie. Nie ma sensu się bronić. 

Przychodzi Poczucie Winy i przyprowadza ze sobą Rzeczy Odłożone Na Później. Ich liczba mnie zaskoczyła - było ich bardzo dużo. Istnieje wielkie niebezpieczeństwo w odkładaniu Rzeczy, bowiem lubią one ciepłe i ciemne zakamarki umysłu. Kiedy przykryje się je Dywanikiem Nieświadomości, uzyskują idealne warunki do bytu. Skutkuje to tym, iż mnożą się z zawrotną prędkością i atakują w najmniej spodziewanych momentach, zmieniając spokojną egzystencję w Apokalipsę. Rzeczy Odłożone Na Później z pozoru wydają się miłe, łatwe i przyjemne. Mają wielkie czarne oczy, w których odbija się światło i czarne, miękkie futerko. Przyszły do mnie całym stadem. Poczucie Winy mówi do mnie:
- Widzisz ile ich jest. Wiesz co masz z nimi zrobić? 
Wiem. Muszę je załatwić. Wzdycham wiec głęboko, bo jest ich Tyle, a są w sumie całkiem zabawne, kiedy łaszą się do moich nóg popiskując cicho:
- Nie załatwiaj nas! Zrobisz to jutro, albo za tydzień! Ewentualnie nigdy! 
Ich głosy splatają się w przedziwne, usypiające melodie. Rzeczy obłażą mnie coraz bardziej. Gromadzą się dookoła, jest ich coraz więcej. Napierają na mnie puchatymi ciałkami, robi się coraz duszniej i ciemniej. Ich pieśń usypia powoli moją Motywację i Wolę Walki. Nic nie widać już poza miękką ciemnością. Słyszę jeszcze z oddali słaby głos Poczucia Winy:
- Walcz! Nie możesz im się poddać! Jeżeli będziesz je dalej karmić zniszczą cie! To pasożyty! 
Małe, ostre ząbki wbijają się we mnie i wysysają ze mnie Wolę Życia i Chęć Do Działania...



eh. Teoretyk Literatury Na Dziś: Roman Ingarden. Rysowany nie przeze mnie, ale Witkacy też nie był taki zły, co? 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Apokalipsa.

Biedna studentka kontra przedmiot rzeźnia.
Zostało dziewięć dni do egzaminu.
Czy uda się zaliczyć semestr, kolokwium, uzyskać wpis z ćwiczeń i zdać w pierwszym terminie?
Czas ucieka... a po drodze do zrobienia miliard innych rzeczy...

Na tym niesamowitym blogu (nawiasem mówiąc założonym w ramach pracy zaliczeniowej z innego przedmiotu) codziennie będę zamieszczać pasjonujące relacje z pola bitwy. Stawka jest ogromna: zaliczona teoria literatury w pierwszym terminie pozwoli mi na spokojne użeranie się z całą resztą sesji. 
Niech ten blog będzie świadectwem mojej drogi. Będziecie mogli razem ze mną śmiać się  i płakać nad zagadnieniami fikcji i intertekstualności. Sprzedam Wam kawałek mojego prywatnego życia ku uciesze i pokrzepieniu. Pamiętajcie: jeżeli myślicie że jesteście w ciemnej dupie z nauką - ja jestem w większej!

Dzisiejszego wieczoru mam w planach przebrnąć przez chociaż część tekstów omawianych na ćwiczeniach - z racji tego iż nie było mnie trzy razy na zajęciach muszę na konsultacjach zaliczyć cały semestr. Mam czas do środy... ewentualnie poniedziałku, jeżeli nie uda mi się pojutrze przebić przez dzikie tłumy studentów w równie nędznej sytuacji jak ja. Eh. 


Nie umiem jeszcze nic, dlatego wklejam zdjęcie Stanleya Fisha. Miał być obrazek, ale nie mogę znaleźć sterowników od skanera. Ale jak zobaczycie go na zdjęciu to będziecie mogli stwierdzić że na obrazku jest podobny.