poniedziałek, 28 stycznia 2013

Nowy Czas

Kolejne Konsultacje U Doktora K. 

Po ostatnim dlugim oczekiwaniu w kolejce, postanowiłam dzisiaj przyjść o godzinie 9:45 i zająć sobie miejsce. Żeby nie siedzieć, nie zgłodnieć, być na początku, nie wydawać kasy w Chlewie, nie stresować się. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Byłam na wydziale o godzinie 9:45 (oj tam, kwadransik studencki no...)
Na korytarzy oczywiście siedział już Dziki Tłum, który szemrał między sobą, kłębił się, ustawiał w kolejce, zamieniał miejscami, gromadził pod gabinetem, rozpierzchał na wszystkie strony, przyklejał się raz do jednej, raz do drugiej ściany.

Żeby dostać się na konsultacje, trzeba było wejść w strukturę Tłumu i zagrać z nim w Oczekiwanie. Gra polegała na: licytowaniu się ilością przeczytanych tekstów, wyrażaniu nadziei, spekulacjach, snuciu domysłów, wieszaniu psów na tych, którzy akurat siedzieli w gabinecie. Trzeba było umiejętnie odpierać próby wepchnięcia się przeciwników próbujących ominąć zasady gry (- ja tylko po wpis... - TU WSZYSCY TYLKO PO WPIS!). Można było zawierać sojusze ze swoimi znajomymi na zasadzie: "To ja wejdę po tobie, zrobię to pewnym krokiem, może nikt się nie zorientuje...". I czekać. Czekanie było główną zasadą. Kto Doczekał do swojej kolejki ten w nagrodę mógł wejść na spotkanie ze swoim Przeznaczeniem siedzącym w pokoju 3.34 pod postacią Doktora K. 

Na miłym graniu upłynęły mi dwie godziny. W końcu weszłam do środka. Jest coś metafizycznego w przechodzeniu z jednego pomieszczenia do drugiego i zamykaniu za sobą drzwi. Człowiek przechodzi wtedy między światami i zyskuje coś w stylu nowej świadomości. Także i ja po przekroczeniu progu i wypowiedzeniu magicznej formuły "Dzieńdorby" od razu doznałam objawienia. Wiedziałam jak mi poszło kolokwium. Kolokwialnie mówiąc: do dupy. 

Usiadłam na niskim fotelu - musiałam zadzierać głowę do góry, żeby widzieć cokolwiek ponad krawędzią biurka i poczułam się taka mała wobec ogromu wiedzy i majestatu Teorii Literatury, objawionej pod postacią wykładowcy spoglądającego na mnie zatroskanym wzrokiem. Zatęskniłam za niebieskim krzesłem z poprzedniej sali, dającym mi poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Fotel w którym siedziałam był brązowobury i miękki, zupełnie jak bagno w którym tkwiłam. Bałam się, że jeżeli tylko usiądę na nim bardziej wciągnie mnie w głąb swojej pluszowej nicości. Dlatego usiadłam na samym brzegu i rzuciłam się w szaleńczą pogoń za myślami Doktora K., które pędziły poprzez Las Niedorzeczności mojego kolokwium, wycinając drogę do Prawdy O Stanie Mojej Wiedzy. Biegłam ile sił, co jakiś czas potykając się o zamaskowane quasi-sądy czy złe definicje tekstu. O mały włos straciłabym wątek wpadając w procesję Wspólnoty Interpretacyjnej, która niosąc w rękach kosze z rybami przemierzała świat Fikcji aby oddać się rytualnej Interpretacji.

W końcu udało mi się dogonić Myśli. Stały pośrodku wykarczowanego pola, które jeszcze przed chwilą było Lasem. Wszędzie walały się szczątki Złych Odpowiedzi.
- Tyle z twojej wiedzy!
- Jednak masz jeszcze szansę. Oto twój czas - jedna z nich wyjęła spośród fałd swojej szaty (bo Myśli jako byty abstrakcyjne zawsze chodzą w szatach) klepsydrę. Pozostało w niej już niewiele piasku. Akurat na dwa dni. W obliczu przesypujących się szybko ziarenek ogarnęła mnie niewypowiedziana trwoga - jak zdążę ogarnąć to wszystko do środy? Jednak Myśl obróciła klepsydrę o 180 stopni i dała mi ją do ręki.
-  Dajemy ci jeszcze trochę czasu. Zasadzisz Las Wiedzy na nowo i wrócisz do nas ósmego stycznia. To ostatnia szansa. Jeżeli ją zmarnujesz wyrzucimy cię w ciemność. A tam będzie Krew, Pot i Łzy...

Ziarenka piasku sypią się od nowa. Egzamin przełożony na sesję poprawkową, a następne konsultacje za dziesięć dni.

1 komentarz:

  1. Przemyślenia niezwykle głębokie i dające wiele do myślenia.
    Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak marny jest los studenta.Jak nie wiele znaczę w oczach profesorów doktorów habilitowanych których wiedza jest trylion razy większa niż moja a ja nawet starając się to zmienić nie wiele mogę! ... ahhh

    OdpowiedzUsuń