środa, 23 stycznia 2013

Tydzień.

Godzina 9:45


Stoję na wydziałowym korytarzu. Konflikt jaki toczy się w mojej duszy skutecznie uniemożliwia podjęcie decyzji. Nie wiem czy mam dołączyć do grupki studentów nerwowo kręcących się pod gabinetem Doktora K. czy ruszyć na poszukiwanie kolokwium z Kultury Języka. Nie wiem także, w której sali mamy pisać. Spotkana Malwina też tego nie wie, więc siadamy na ławce przed Drzwiami Grozy.
- Kto z państwa ostatni do Pana Doktora...? - rzucam w tłum pytanie i nagle czuje się jak w Ośrodku Zdrowia. Ludzie kłębią się i mieszają, w międzyczasie wywieszone zostają listy na egzamin, tłum gęstnieje, faluje, kolorowe ubrania migają mi przed oczyma, jest duszno i głośno. Wiem że każda chwila przybliża mnie do Konfrontacji i boję się. Im bliżej tym mniej wiem. 

W końcu przychodzi Moja Kolej i jestem już absolutnie przekonana, że nie mam po co iść, bo przecież nic nie pamiętam. Czytałam wczoraj Waltona, Searla i Fisha, zrobiłam kolorowe notatki, ale kiedy zamknęłam za sobą drzwi i powiedziałam "Dzień dobry" z przerażeniem zauważyłam iż cała moja wiedza została na korytarzu. Siadam więc na krześle i wyjaśniam Doktorowi K., że nie, nie jestem jestem Magdą. Chociaż w tej chwili mogłabym nazywać się nawet i Eugenia. Eugenia nie byłaby Marią, więc nie musiałaby tłumaczyć, że nie nazywa się Magda próbując odwlec o parę chwil konfrontację ze swoją niewiedzą. Jednak ten moment nadchodzi.

Pada pytanie. 

"WIEM, ALE NIE POWIEM!" - czerwony alarm wyje gdzieś w środku mojego umysłu, a wszystkie słowa  zabierają informacje i chowają się razem gdzieś po kątach. Pustka. Chociaż mam notatki  i pamiętam jak wczoraj czytałam ten tekst. Dwa razy. I wiem że go rozumiem, ale nie potrafię tego rozumienia wyrazić. I ta Niemożność sprawia, że powoli zanikam, stapiam się w jedno z krzesłem na którym siedzę. Zapada niezręczna cisza. Dlaczego on się na mnie tak patrzy? Przecież jestem niebieskim krzesłem na czarnych nogach, krzesła nie mają pojęcia o żadnych koncepcjach fikcji. Krzesła nie mają pojęcia o niczym... Niestety, nie mogę być krzesłem. Próbuję walczyć, ale Niemożność jest silniejsza ode mnie.

Do zobaczenia w poniedziałek.

Tymczasem do domu, a potem następne koło, a potem zaśpiewać koncert, a potem do domu... I nic nie zrobiłam i raczej nie zrobię bo padam na pysk. Groza.




Patronem dzisiejszego wpisu jest Kendall Walton. Taki pocieszny dziaduszek. 

1 komentarz: